Forum addison rose Strona Główna addison rose
addison rose
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

asadd

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum addison rose Strona Główna -> Forum testowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
aaa4




Dołączył: 06 Mar 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:25, 26 Mar 2018    Temat postu: asadd

Jedynym plusem zaabsorbowania kapitana Imrie bylo to, ze pozostawialo mu ono niewiele czasu na martwienie sie zniknieciem Hallidaya, a precyzyjniej - na proby podjecia jakichkolwiek konstruktywnych dzialan w tej materii. O tym bowiem, ze w dalszym ciagu nie dawalo mu to spokoju, wiedzialem chocby stad, ze znalazl czas, by pofatygowac sie do mnie i oswiadczyc, ze pierwsza rzecza, jaka zrobi po przybyciu do Hammerfest, bedzie skontaktowanie sie ze strozami prawa. Moglem mu na to udzielic dwoch odpowiedzi, ale tego nie uczynilem: ze zupelnie nie pojmuje, czemu by to mialo sluzyc - mysle, ze po prostu czul gwaltowna potrzebe zrobienia czegos, wszystko jedno czego, byle tylko cos zrobic - a przede wszystkim, ze nie ma najmniejszej szansy dotrzec do Hammerfest, choc nie byl to raczej najlepszy moment na tlumaczenie mu, dlaczego tak uwazam. W owej chwili nie byl w nastroju do uznawania czyichkolwiek racji. Mialem nadzieje, ze to sie zmieni juz wkrotce po odbiciu od Wyspy Niedzwiedziej.

Zszedlem po zgrzytajacym metalowym trapie - jego kolka, na stale zablokowane przez rdze, tarly z niemilosiernym piskiem przy kazdym ruchu "Rozy Poranka" - i ruszylem wzdluz kamiennego molo. Maly traktor i maly ratrak - wyladowane z pokladu rufowego kutra jako pozycja numer trzy i cztery - zaopatrzone byly w sanie i teraz wszyscy, od Heissmana w dol, pomagali ladowac na nie sprzet i zapasy, by przeciagnac je do barakow lezacych na niewielkiej skarpie nie wiecej niz dwadziescia jardow od miejsca, w ktorym molo laczylo sie z brzegiem. Nie tylko pomagali, ale robili to z ochota; kiedy temperatura wynosi pietnascie stopni ponizej zera, nikt nie jest sklonny ulec pokusie bezczynnosci. Towarzyszac jednej z partii zapasow, dotarlem do barakow.

W przeciwienstwie do molo baraki byly stosunkowo nowoczesne, a ich stan nie budzil niepokoju; pozostaly tu po ostatnim Miedzynarodowym Roku Geofizycznym, gdyz nie oplacalo sie ich demontowac i przewozic z powrotem do Norwegii. Nie byly to owe nowoczesne konstrukcje z aluminium, azbestu i kapoku, tak faworyzowane przez ostatnie ekspedycje arktyczne. Zbudowano je - choc w rzeczy samej z elementow prefabrykowanych - na wzor przysadzistych chat goralskich, dosc powszechnie spotykanych w wyzszych partiach Alp. Kanciaste, przygarbione jak ktos, kto twardo stawia czolo naporowi burzy, sprawialy wrazenie, ze i za sto lat beda tam staly. Budowle wzniesione przez czlowieka, jesli nie sa wystawione na dzialanie stalych silnych wiatrow i temperature balansujaca nieustannie wokol punktu zamarzania wody, moga trwac w zmarzlinie Arktyki niemal wiecznie.

Barakow bylo razem piec, rozrzuconych dosc daleko od siebie w odleglosci wyznaczonej ramieniem wzgorza wznoszacego sie za nadbrzezna skarpa. Choc moje wiadomosci o Arktyce byly dosc skape, wystarczylo ich, zebym zrozumial, po co zachowano tak duzy dystans miedzy budynkami. Tu, gdzie caly tryb zycia determinuje ustawiczne borykanie sie z mrozem, najwiekszym wrogiem czlowieka jest ogien, ktory szerzy sie blyskawicznie, dopoki nie strawi wszystkiego co palne, chyba ze ma sie pod reka dostateczna ilosc chemicznych srodkow przeciwpozarowych. Tych jednak zwykle brakuje, a ciskanie blokami lodu jest dosc malo skutecznym sposobem gaszenia plomieni.

Jak powiedzialem, budynkow bylo piec; jeden, centralny, dosc pokazny, i cztery mniejsze, wzniesione na planie kwadratu i pozbawione okien. Zgodnie ze wspanialym planem, wyrysowanym przez Heissmana w jego prospekcie, te cztery baraki mialy zostac przeznaczone na magazyny srodkow transportu, paliwa, zywnosci i sprzetu, choc co rozumiano przez "sprzet", nie bylo zbyt jasne. Piaty, znacznie wiekszy barak mial dziwaczny ksztalt rozgwiazdy z pieciokatna czescia srodkowa i piecioma trojkatnymi przybudowkami, stanowiacymi jego integralne czesci. Trudno bylo odgadnac, dlaczego architekt tak to wlasnie zaplanowal; mozna by pomyslec, ze chyba w celu zmaksymalizowania strat ciepla. Czesc srodkowa spelniala funkcje mieszkalne, jadalne i kuchenne, w przybudowkach znajdowaly sie po dwa malenkie nagie pokoiki sypialne. Ogrzewanie calosci zapewnialy elektryczne kaloryfery olejowe na scianach, ale do momentu uruchomienia naszego wlasnego przenosnego generatora musielismy zdac sie na zwykle piece grzewcze na rope; oswietlenie skladalo sie z lamp naftowych. Cale gotowanie, ograniczajace sie pewnie do otwierania niezliczonych puszek i odgrzewania ich zawartosci, mialo sie odbywac na zwyklym prymusie. Nie trzeba chyba wspominac, ze Otto nie zabral ze soba kucharza - kucharze kosztuja.

Z godnym uwagi wyjatkiem Judith Haynes, wszyscy, nawet wciaz jeszcze niepewnie trzymajacy sie na nogach Allen, pracowali z zacieciem i tak szybko, jak tylko pozwalal im dotkliwy mroz i nieznane otoczenie. Pracowali takze w niewesolym milczeniu, bo mimo iz zadnego z nich nie laczylo z Hallidayem nic, co by choc zatracalo o bliska przyjazn, wiadomosc o jego zniknieciu legla nowym, ponurym i niepokojacym cieniem na nastrojach calej ekipy, ktora uwazala, ze od samego poczatku nad calym przedsiewzieciem ciazy jakies zlowieszcze fatum. Stryker i Lonnie, ktorzy rozmawiali ze soba tylko wtedy, gdy bylo to absolutnie nieodzowne, sprawdzili wszystkie zapasy: paliwa, nafty, zywnosci, ubran i sprzetu arktycznego - Otto, cokolwiek by o nim powiedziec, byl czlowiekiem systematycznym; Sandy, ktory z chwila postawienia nogi na stalym ladzie wyraznie przyszedl do siebie, przejrzal swoje rekwizyty, Hendriks - swoje mikrofony, Hrabia - swoje kamery, Eddie - swoje swiatla, a ja - ten niewielki zestaw medyczny, ktory zabieralem ze soba. O trzeciej, kiedy zaczelo sie sciemniac, cale nasze wyposazenie znalazlo sie w magazynach, przydzielono pokoiki, rozstawiono lozka polowe i rozeslano na nich spiwory. Na molo nie pozostala ani jedna paka z tylnego pokladu.

Zapalilismy piece, zostawilismy ponurego i zrzedzacego Eddiego - z Trzema Apostolami, na ktorych twarzach malowaly sie miny cierpietnikow, do pomocy - zeby uruchomil nasz generator, i wrocilismy na "Roze Poranka". Ja, poniewaz musialem koniecznie porozmawiac ze Smithym, inni dlatego, ze w baraku nadal bylo nieprzytulnie i panowal w nim przejmujacy mroz, natomiast oczerniana przez wszystkich "Roza Poranka" jawila nam sie teraz ciepla i wygodna przystania. Tuz po naszym powrocie w krotkich odstepach czasu zaszlo kilka niepokojacych wydarzen.

Dziesiec po trzeciej, zupelnie niespodziewanie i wbrew wszelkim oznakom na niebie i ziemi, wiezyczka lodzi podwodnej nasunela sie gladko na metalowy kolnierz jej czesci centralnej. Przylapano ja natychmiast w tej pozycji szescioma srubami - wszystkich razem bylo dwadziescia cztery - a szalupa motorowa przystapila od razu do odholowania krnabrnej makiety na polnocna strone molo, w zaciszny kat tworzony przez jego czesc glowna i prawe ramie.

O trzeciej pietnascie rozpoczeto wyladunek pak z pokladu dziobowego, co pod okiem Smithy'ego postepowalo sprawnie i blyskawicznie. Po czesci dlatego, ze nie chcialem mu przeszkadzac w pracy, a po czesci dlatego, ze w tym momencie i tak nie moglbym porozmawiac z nim na osobnosci, zszedlem do swojej kabiny, wyjalem z dna swojej walizeczki lekarskiej maly prostopadloscienny przedmiot zawiniety w plotno, wlozylem go do sznurowanego woreczka z wojloku i wrocilem na gore.

To bylo o trzeciej dwadziescia. Na pokladzie dziobowym nadal znajdowalo sie ponad osiemdziesiat procent przewozonych tam skrzyn, nigdzie natomiast nie bylo Smithy'ego. Zupelnie jakby skorzystal z mojej chwilowej nieobecnosci, zeby zapasc sie pod ziemie. Zapytalem marynarza obslugujacego dzwig, czy nie widzial, dokad poszedl Smithy, ale ten, pochloniety calkowicie praca, ktora nalezalo wykonac z najwyzszym pospiechem, mial dosc mgliste pojecie o miejscu jego pobytu. Pewnie zszedl pod poklad albo na brzeg, odparl, co uznalem za wielce pomocna wskazowke. Zajrzalem do kajuty Smithy'ego, na mostek, do kabiny nawigacyjnej, do jadalni i wszedzie, gdzie mozna sie bylo spodziewac go znalezc. Ani sladu Smithy'ego. Wypytalem wszystkich pasazerow i czlonkow zalogi - z tym samym skutkiem. Nikt go nie widzial, nikt nie mial pojecia, czy byl na statku, czy zszedl na brzeg, co wydawalo sie dosc zrozumiale, gdyz zdazylo sie juz zrobic zupelnie ciemno, a ostre swiatlo lukowych lamp, rozwieszonych dla ulatwienia wyladunku, nie siegalo trapu, ktory pograzyl sie w mroku dostatecznym, by kazdy, kto chcial wejsc na poklad lub zejsc na molo, mogl miec absolutna pewnosc, ze zrobi to zupelnie niepostrzezenie.

Nigdzie nie bylo takze ani sladu kapitana Imrie. Wcale go nie szukalem, to prawda, ale spodziewalem sie raczej, ze bedzie dobitnie manifestowal swoja obecnosc. Wiatr skrecil juz na poludnio-poludniowy wschod i ciagle przybieral na sile, "Roza Poranka" tlukla regularnie o sciane molo z gluchym dudnieniem, ktoremu towarzyszyl przerazliwy zgrzyt metalu o kamien. W normalnych okolicznosciach wszedzie powinno byc pelno kapitana Imrie, krzatajacego sie jak w ukropie, zeby jak najszybciej pozbyc sie tych przekletych pasazerow i calego ich bagazu i pelna para wyprowadzic statek na bezpieczne fale otwartego morza. A tu nigdzie go nie bylo, nie natknalem sie na niego w zadnym z miejsc, ktore odwiedzilem.

O trzeciej trzydziesci zszedlem na molo i pobieglem do barakow. Nigdzie zywego ducha. Tylko w magazynie sprzetu Eddie przy wtorze soczystych przeklenstw mozolil sie nad uruchomieniem generatora. Na moj widok podniosl glowe.

-Nikt mi nie zarzuci, ze lubie narzekac, doktorze Marlowe - powiedzial - ale to cholerstwo...

-Nie widzial pan Smithy'ego? Naszego pierwszego oficera?

-Niecale dziesiec minut temu. Zajrzal zobaczyc, jak nam idzie. A co? Czy cos sie...

-Nic nie mowil?

-Na jaki temat?

-Dokad sie wybiera, co ma zamiar robic.

-Nie. - Eddie spojrzal na "Trzech Apostolow", ktorych niepewne m


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum addison rose Strona Główna -> Forum testowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin